poniedziałek, 7 stycznia 2013

Kolejny pot

Dzisiaj dzień mocno zabiegany. szkoła, zajęcia dodatkowe, obiad i zaczytanie  przez moją skromną osobę rano. W związku z tym pacery z Klueczką są raczej w formie express :( Jednak nie leniuchujemy tak do końca. W końcu trzeba trzymać formę przez zimę! Uczę w międzyczasie Teklę skakania przez coraz wyższe przeszkody. Przyrządzam je domową recepturą z dwóch stołków, dwóch kijów od szczotek i sporej liczby baaaardzo grubych książek w charakterze regulacji wysokości :) Wygląda to w mocnym uproszczeniu jak dziwna stacjonata dla konia :P 

Niestety zdjęć brak, znowu :( Filmiku tęż nie ma. Musicie poczekać do weekendu.

Ten post jest wyjątkowo krótki. Może bym tak uzupełniła go historią Kluseczki? Chcecie czy nie chcecie i tak napiszę.

      Wielka historia Tequilli

Wkrótce po wypadku samochodowym mama namówiła tatę na psa. Rozważanych było wiele ras, np. jamniki. Jednak znaleziono oferte cud-miód: Małe szczeniaczki, rasowe bez rodowodu, okazja! Mama szybko zadzwoniła. Okazało się, że są jeszcze dwie suczki, czarna i ruda. Mama ostrożnie spytała, która jest spokojniejsza, w końcu mieszkaliśmy wtedy w dwupokojowym mieszkanku. Dowiedziała się, że czarny szczeniaczek jest spokojniutki, grzeczniutki i w ogóle najlepszy. Pani mieszkała jednak za daleko. Przywiozła więc Kluseczkę w dużej torbie na zakupy (Tekla od tamtej pory boi się ludzi z wielkimi torbami). Okazało się, że: więcej jest w niej robaków niż psa, świerzb, lęki wszelkiego rodzaju. Myślę, że gdybyśmy więcej wiedzieli, wszystko potoczyłoby się inaczej.
No to do przeczytania!

1 komentarz:

  1. Typowe zachowanie hodowców "psów rasowych bez rodowodu". Chociaż nie zawsze tak jest, przykładem jest moja nierasowa sznaucerka :)

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz, to dla mnie bardzo ważne ;>